Spotkanie prekursorów Taekwon-Do
Wizyta w Lublinie mieszkającego na stałe w Vancouver w Kanadzie Jerzego Skwiry nazywanego przez przyjaciół „Oyamą” była okazją do spotkania się starych znajomych. A że Jerzy Skwira był jednym z pierwszych czarnych pasów w Polsce, to i przyjaciele byli lub są związani z naszą sztuką walki. Przed nim takim pasem legitymował się Jerzy Konarski, Krzysztof Jasiński i Andrzej Bryl. W 1982 roku podczas jednej z wizyt twórcy Taekwon-Do gen. Choi Hong Hi, Polska wzbogaciła się o 5-u kolejnych posiadaczy stopnia mistrzowskiego: Andrzeja Kozłowskiego, Andrzeja Piotrowskiego, naszego gościa Jerzego Skwirę, wszyscy z Lublina, Mirosława Sobczyka z Łodzi i śp. Marka Lecha z Krakowa.
Jerzy Skwira, absolwent Wydziału Fizyki UMCS w Lublinie, nabył 80 hektarową posiadłość z jeziorem ok. 500 km na północ od Vancouver i zamierza wieść życie trapera. Jak nam wspomniał, jego gospodarstwo jest przedostatnim, do którego podłączona jest linia energetyczna. Ci, co mieszkają dalej, uzyskują energię z generatora lub jej nie potrzebują. A wizyty niedźwiedzi czy wilków to rzecz normalna.
Treningi, Taekwon-Do i nawiązane tam przyjaźnie mają specyficzną moc i mimo upływu czasu, różnych kolei losu poszczególnych osób, każde spotkanie upływa jakby nigdy nie nastąpiła wieloletnia rozłąka, jakby wszyscy widzieli się wczoraj. Prowadzą dyskusje o zawodnikach, technikach, treningach, trendach i o życiu nie zważając na życiowy bagaż.
Nasz Związek stał się centrum koordynacyjnym związanym z wizytą, ponieważ Jurek przyjechał na krótko z 10 dniową wizytą. Już w niedzielę 29 kwietnia nadarzyła się super okazja, Międzywojewódzkie Mistrzostwa woj. lubelskiego i podkarpackiego w największej lubelskiej hali Globus dla młodzików, juniorów młodszych i juniorów.
Kolejne dni spędziliśmy na zwiedzaniu, między innymi Kazimierza Dolnego, Nałęczowa, Kozłówki, no i oczywiście samego Lublina.
Obowiązkowo Stare Miasto, czy dawne mieszkanie. Nie obyło się także bez wspólnego treningu i wymiany doświadczeń praktycznych na sali gimnastycznej.
Znaleźliśmy także czas by postrzelać na strzelnicy z glocków. Dużo czasu spędziliśmy także w biurze Związku. Wizyta minęła bardzo szybko, a nam pozostały wspomnienia i zdjęcia.